poniedziałek, 8 grudnia 2014

"Nocek 2014" - Wierzyce (TP35 - BnO)


Nocek
to jest jedno z wydarzeń którego już nigdy nie odpuszczę w swoim sezonie startów, po pierwsze ze względu na dobrą atmosferę wśród uczestników, zupełnie inny system zaliczania punktów kontrolnych niż na innych imprezach oraz za przyjacielską pomoc Oli.

 


Na starcie zjawiła się ponad setka zawodników startujących w odstępach czasowych, my startowaliśmy w bodaj w 16 minucie a naszym pierwszym punktem był PKA do którego postanowiliśmy podejść wzdłuż drogi S5 i w pierwszym momencie zamiast dalej kontynuować ten kierunek coś w nas wstąpiło by odbić w drogę po skosie ale szybko to skorygowaliśmy. Punkt zaliczony teraz kierunek PK3, mijamy się z Piotrkiem który startował po nas, przed trójką na skrzyżowaniu 4 osoby szukają punktu ale my spokojnie ich mijamy i kawałek dalej w lesie podbijamy punkt a właściwie Tomek podbija bo to on rządził kartą startową :), dalej do PK9 gdzie już po drodze mija nas Piotrek z którym trochę trasy zrobimy razem. Biegniemy prosto do punktu, potem przebieg przez „przejście dla zwierząt”, swoją drogą było całkiem spore a na górze kicały sobie zające, odbijamy trochę a właściwe bardzo w prawo by trafić na ścieżkę i dalej nią prosto pod ścieżkę do PK15, Piotrek biegnie przed nami ale chyba trochę nie wstrzelił się w skale albo jak sam mówi za szybko biegnie bo przebiega punkt wśród choinek, wołamy go i dalej razem pod PK10 gdzie kątomierzem nanosiliśmy PK5 i dalej przecinkami pod samą drogę do punktu, mijamy kolejnych zawodników i trochę znika nam ścieżka ale idziemy prosto wzdłuż linii energetycznej i punkt jest. Dalej kolejno PK20 i PK24 bez problemów na jednej ścieżce, dopiero PK16 przysparza nam trudności, szczerze to po przebiegnięciu przejścia dla zwierzyny i odbiciu na drogę trochę się zakręciłem, postanowiliśmy wszyscy się cofnąć o kilka przecinek i Piotrek jednak miał nosa trafiając na punkt, spotkaliśmy też Dominika który startował chyba z PKB i nabiegał z drugiej strony, przerysowaliśmy PK11 i Piotrek się od nas urywa a właściwie to my raczej jego tempa nie utrzymujemy i dalej lecimy już we dwójkę. Do PK4 przebiegamy przez wzniesienie aż do drogi z nasypami zaznaczonymi na mapie, odbijamy w lewo i w pierwszym momencie zagadani przebiegamy drogę do czwórki, wracamy i po chwili kierujemy się w las ale punktu nie ma, wychodzimy na drogę gdzie spotykamy Macieja i Łukasza (6) którzy często biegają w parze na zawodach, nawracamy znów podchodzimy od drogi i w tym momencie zauważam punkt przy drzewie a za nami kolejni zawodnicy, szkoda że wystawiliśmy ten punkt, potem następuję zbieg jakiś niewytłumaczalnych dla mnie zjawisk i znajdujemy się na zupełnie innej drodze niż mieliśmy, nie wiem jak to przechodząc przez las zrobiliśmy ale znajdujemy się pod liniami energetycznymi i Tomek mi to dopiero uświadamia bo chciałem biec w drugą stronę, wchodzimy w drogę do jeziora i przed samym jeziorem Tomek znów mnie zatrzymuję i chce podejść jeszcze kawałek do jeziora ale ja na czuja skręcam wcześniej w lewo ale ta droga wyniesie nas po skosie z powrotem bliżej linii energetycznych, szkoda że nie mam lepszego kompasu bo było by to widać od razu.





W końcu docieramy do PK7 a przed nami wbiegają tam późniejsi zwycięzcy Michał Jędroszkowiak i Stanisław Kaczmarek (1). Z siódemki najprostszą drogą wzdłuż jeziora do PK17 na który trafiamy bez problemu, natomiast to co się stało przy podejściu do PK2 gdzie minęliśmy punkt zawieszony za choinką na wysokości 1,5 metra, trochę tu straciliśmy bo odbiegliśmy od punktu i potem do niego wracaliśmy ale jakoś się udało i śmigamy do PK19 gdzie mijamy się z dwoma drużynami które jakoś ominęły punkt nie wiedzieć dlaczego. Przy PK14 Tomka chciała zabić jakaś wielka sarna, ja sam myślałem że to był dzik bo jak biegło to aż ziemia drżała, pozostał nam ostatni naniesiony wcześniej PK22 po tej stronie drogi i przebiegamy niedaleko bazy rajdu na drugą część mapy.


 

Przy PK6 mijają nas zawodnicy którzy nie wiadomo gdzie pobiegli szukać szóstki ale my się tym nie przejmujemy i lecimy do PK13 do której dochodzimy rowem przez las, tam spotykamy Beatę i Marcina (16) – organizatorów Oriento Expresso imprezy którą na prawdę warto polecić, pomagamy odnaleźć punkt przy ciekawych drzewach, potem łatwy przebieg drogami dla bezpieczeństwa do PK26 i dalej do PK21 gdzie Tomek powstrzymuje mnie przed dalszym biegiem bo chciałem przebiec jeszcze dalej a punkt mieliśmy na wyciągniecie ręki. Dalej do PK8, mijając po drodze odpoczywających przy herbatce zawodników. Dobiegamy do rzeki, znajduję pień do przejścia i w sumie tracę orientację jak daleko odeszliśmy od tego pnia, idę dalej w poszukiwaniu drogi ze świadomością że wychodzę poza mapę, w końcu nawracam spotykam Tomka i odbijam do drogi podchodząc do punktu od północy, ścieżka jedna, ścieżka druga, hop hop i jest PK8 – wskazujemy ten feralny punkt kilku szukającym zawodnikom i za chwilę razem w chyba siedem osób szukamy PK27 tylko że złą drogą dobiegliśmy do przecinki, wbiegam i szukam tak jak inni zamiast skupić się gdzie jestem, robię to dopiero po kilku minutach i odbiegam przecinkę dalej wołając Tomka a z nami znów Beata i Marcin którzy również spostrzegli nasz błąd z przecinką, razem znajdujemy punkt, reszta została w zły miejscu szukając dalej.


 


Przy PK1 rozdzielamy się wszyscy i szukamy punktu przy charakterystycznym drzewie, takich w okolicy jest sporo, ale odchodząc od drogi za daleko postanawiam wrócić i wychodzę idealnie na ruiny budynku z drzewem w środku, szybko obliczam miejsce kolejnego punktu, nanoszę na mapę i dajemy drogami do punktu, po drodze trafiamy na Dominika który zrezygnował z szukania PK27, my łatwo odnajdujemy naniesiony PK25 a potem trafiam na PK23 ale szczerze mówiąc albo punkt albo droga jest źle naniesiona na mapę co widać nawet po śladzie z gps. Pozostały dwa punkty PK12 podobny do miejsca w jakim był PK15, robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i do ostatniego PK18 przy gęstym lesie w dołku, teraz tylko lekki bieg do mety główną drogą, potem wzdłuż lasu prosto na bazę, gdzie Panie witają Nas słowami „czwarte miejsce”, jednak coś mi nie pasuję bo na mecie jest poza Zwycięzcami tylko Dominik który przecież zrezygnował i zszedł z trasy, kolejnego dnia dowiaduję się że moje przypuszczenia były słuszne i dobiegliśmy na 3 miejscu!. „Nocek” jak zwykle świetna impreza z ciekawymi rozwiązaniami i szczytnym celem – za rok jestem na bank!

Zwycięzcy z czasem 4h:40m, drugi na mecie był Piotrek 19min później, My straciliśmy do pierwszego 1h:29m a na 5 z czasem 7h:44m miejscu dobiegł Seba który debiutował w imprezie.


 


Czas: 6:09:00
Miejsce: 3/37 zespołów, w tym ponad 100 zawodników
Dystans: 38km

Przebieg:





* - fotografie zapożyczone od organizatorów Marek Pękała i własne.

sobota, 25 października 2014

"Nocny Marek" - Nowa Wieś Wielka (BnO - TP50km)




Druga odsłona "Nocnego Marka" zakończyła mój udział w cyklu Pucharu Konwalii 2014. Miejsce rajdu to nadal okolice Bydgoszczy jak rok temu, tym razem start miał miejsce w Nowej Wsi Wielkiej do której dojechałem razem z Tomkiem a na miejscu byli już prawie wszyscy, pogoda nie rozpieszczała i trzeba było się odpowiednio ubrać. Na start musieliśmy podejść na oddalone za tory kolejowe miejsce które było też metą a spowodowane to było pewnie względami bezpieczeństwa by ktoś nie wpadł pod pociąg ścigając się z czasem lub z innym zawodnikiem pod koniec biegu.

Wystartowaliśmy wspólnie do miejsca skąd pobraliśmy mapy i trochę się rozdzieliliśmy by po chwili spotkać się w trójkę z Tomkiem i Wojtkiem biegnąc razem w kierunku PK3 który najszybciej odnajduje Tomek, szybko się z niego oddalamy bo dookoła kręci się kilku szukających go  zawodników. Dalej w drodze do PK1 spotykamy "Znajomych i Przyjaciół Królika" którzy widząc mnie śmieją się że dzisiaj na wynik lecę bo szybko biegnę :), znajduję punkt i wybiegamy z niego innymi drogami, no właściwie to my wybiegamy przez las w kierunku linii elektrycznych a potem prosto do PK5. Dalej mamy trzy różne zdania odnośnie tego gdzie biec ale w końcu dochodzimy do porozumienia i trafiamy
razem z kilkoma zawodnikami którzy do nas dołączyli na PK6 przy Studzienickich Łąkach - ciekawym nawodnionym terenie który kiedyś w tym miejscu stworzyli osuszając jezioro Olędrzy znani z gospodarowania na terenach zalewowych, podbijmy punkt ale znów odbiegamy w innych kierunkach. Z tego co pamiętam Seba na swojej trasie wybrał przedzieranie się przez te tereny zamiast ich obiegnięcia.

Wszyscy razem podbijamy jeszcze PK7 na szczycie górki i dalej postanawiamy podbić trzy punkty na pierwszej mapie SZWEDZKA GÓRA, A idzie gładko choć pełno tam krzaków dookoła i łatwo przegapić punkt, przy B spotykamy Krzycha z Pawłem którzy mieli etap biegowy w swoim AR, kolejny punkt C - czyli największa wydma łukowa w Puszczy Bydgoskiej zwana Szwedzką Górą
która wznosi na wysokość 116 metrów a z jej szczytu można było kiedyś ponoć obserwować ćwiczenia na poligonie. Po tym punkcie rozdzielamy się z Tomkiem który robi TP25 i wybiegamy z w stronę PK11 który jest ciekawie opisany jako cel artyleryjski na szczycie wzniesienia niedaleko wsi Kabat.




Jeśli prześledzić historię tego miejsca to w okresie II wojny światowej Niemcy wybudowali to na poligonie jako wieżę do obserwacji testów nad bronią rakietową produkowaną w zakładach "Dynamit Aktien-Gesellschaft Bromberg" zlokalizowanych we wspomnianej wsi Kabat, były to najprawdopodobniej Nebelwerfery, a teren który stał się poligonem był miejscem z którego najpierw wysiedlono mieszkańców a potem sprowadzono RAD-owców którzy oczyścili teren pod poligon który do końca nie został ukończony. Początkowo planowano wybudować dwie wieże ale ukończono tylko jedną, miała dwa piętra z wąskimi lukami do obserwacji, wzmocnionymi metalowymi płytami chroniącymi przed odłamkami oraz zamykane pancerne drzwi, na pietra wchodziło się po stalowej drabinie. Wieża ta po wojnie przejęta wraz z poligonem przez wojsko polskie, stała się celem artyleryjskim dla samolotów i śmigłowców
MI-24 które ostrzeliwały z broni pokładowej jedną ze ścian wieży.
Niedaleko znajdowała się jeszcze kilka lat temu wieża kontroli lotów ale została zniszczona.







Odbiegając od punktu znów spotykamy Krzycha z Pawłem ale tym razem już na rowerach, nie zazdrościłem ich jazdy rowerem po tych wydmowych piaskach w okolicy.
Do PK10 postanawiamy przedostać się przez łąkę na którym okazało się że głębokich dziur ukrytych wśród traw jest dość sporo i łatwo nawet złamać nogę, dlatego dalej spokojnie przedostajemy się pod płot "Radiowego centrum nadawczego" gdzie spostrzegamy ciekawą tabliczkę skierowaną w stronę łąki z napisem "Uwaga niewybuchy", czyli właśnie przebiegaliśmy po dawnym poligonie na który jak się dowiedziałem po powrocie do domu wstęp jest zabroniony
ze względu na niewypały, o czym informują umieszczone tablice a myślałem że na poligonie można znaleźć już tylko betonowe ćwiczebne bomby lotnicze zrzucane na ręcznie wyorane w polach kontury samolotów. Jak dobrze że udało nam się przeżyć.




Po podbiciu dziesiątki mamy długi przebieg na drugą mapę do bno i podczas tego długiego przebiegu zaczyna mnie boleć za kolanem nie tak jak zwykle z boku, ale jakoś daje radę z tempem Wojtka. W oddali widać wspomniane wcześniej maszty "Radiowego centrum nadawczego" - ciekawostką jest to że to stacja nadawcza fal
długich o częstotliwości 225 kHz, mająca za zadanie nadawanie Programu Pierwszego Polskiego Radia. Znajdują się tam maszty ćwierćfalowe o wysokości 330 i 289 metrów, których waga to łącznie 304 tony. Czas wejścia na szczyt masztu wysportowanej osobie zajmuje ponoć godzinę.




Mapę NOWE SOLCE zaczynamy od PK56 potem rowami do PK53 z którego postanawiamy odbić na punkt z wodą na niedalekie skrzyżowanie, z którego biegniemy do PK49 gdzie mijamy się z jednym z lepszych zawodników i tak będzie przez kilka kolejnych punktów aż do wybiegnięcia z tej mapy. Do PK50 - niecka - trafiamy po rzeźbie, dalej PK47 w dołku pomiędzy laskami i wybiegamy wzdłuż drogi by  nie przedzierać się przez las i tak do PK45 a później wzniesieniem do PK39 gdzie na punkt dosłownie wpada Wojtek, sam ominąłbym go i musiał wracać. PK31 i znów robota Wojtka gdy ja zataczam koło badając teren i zaczynam doceniać dobrą czołówkę z odpowiednią ilością lumenów. Do PK34 trafiamy bez problemów natomiast PK36 i koniec rowu na wzniesieniu przysporzył nam trochę problemu, przeszliśmy wzniesieniem i nie trafiliśmy na rów, dopiero wracając już go nie ominęliśmy. Trochę tych wzniesień było ale na szczęście ostatni PK57 znajdował się na szycie górki która nie była zbyt wysoka.





Robimy przebieg na pierwszą mapę SZWEDZKA GÓRA i zbieramy z niej resztę punktów, najpierw H dalej F na który naprowadziła nas najwyższa górka w okolicy, kolejno E wzdłuż granicy wycinki i do K wzdłuż kolejnej. Na J naszliśmy wzdłuż wzniesienia i dalej na koniec mapy przez niecki I, D, G i wybieg do PK8 na dużą mapę i choć noga już mi mocno dokuczała to staraliśmy się cały czas biec by kilometry uciekały szybciej. Na PK4 trochę nam się drogi pokręciły ale i tak na naszą korzyć bo wybiegliśmy dalej niż przewidywaliśmy, w drodze z czwórki na PK9 w głowie liczyłem tylko przecinki bo moje kolano miało dość biegania na dziś :). Wybiegając z dziewiątego zobaczyliśmy biegnące w naszą stronę światełka i w głowie zaświtało nam tylko że teraz to trzeba będzie cisnąć do mety ale na szczęście byli to zawodnicy na rowerach z trasy AR :), spokojnym truchtem dostaliśmy się do PK2 ale na szczęście górka nie była zbyt stroma jak się to wydawało z mapy.





Do PK99 - ostatniego do podbicia - truchtaliśmy jak dwaj emeryci których wszystko boli a gdy na wprost jakieś 500 metrów przed nami na głównej drodze zaświeciły dwa światełka to w Wojtka wstąpiły nowe siły jednak mówię mu że to niemożliwe że to ktoś z TP50 bo jak się tam znalazł skoro musiał jako ostatni podbić PK99 jednak na mecie okazało się że to była para Arkadiusz i Dorota Duszak z którą ścigaliśmy się o trzecie miejsce na Grassorze - do teraz nie wiem jak Oni się tam znaleźli.
Gdy już wybiegliśmy na drogę wstąpiły w nas nowe siły, zgasiliśmy czołówki i Wojtek wypatrzył daleko przed nami trzy osoby które szły oglądając się ciągle za siebie, tempo wzrosło nam do średnio 4:30 i wszystko przestało nas boleć :), jednak po ich prześcignięciu okazało się że to zawodnicy z TP25.




Na metę dobiegliśmy o 5:50 na 18 miejscu co uważam za średni wynik choć patrząc na innych zawodników i ich czasy to pierwsza siódemka była poza moim zasięgiem na trasie 50 kilometrowej.

Udało się skończyć Puchar Konwalii na 10 miejscu wśród mężczyzn o mały włos nie przegrywając z Łukaszem Nowackim który tą samą trasę co ja zrobił w 6:40 i o mały włos wyprzedziłby mnie w punktacji wygrywając tylko dwa z czterech rajdów Konwalii, jednak zastanawiam się czy w przyszłym roku nie brać udziału w AR, tam może być lepsza zabawa.
Podsumowując cały cykl zawodów to należą się duże brawa dla wszystkich organizatorów za 4 rajdy w sezonie i to na takim poziomie, jedna wpadka się znalazła ale wybaczam ją :)



Czas: 11:20:00
Miejsce: 18(13)/39Puchar Konwalii: 10/404
Dystans: 63km

Przebiegi:



* - fotografie własne oraz zapożyczone ze stron: Organizatora, Krzysztof Wyrąbkiewicz, Wikipedia, Moje Miasto

niedziela, 10 sierpnia 2014

"Jazda Indywidualna na czas" - Włościejewki (kolarstwo - 20km)


Zawsze chciałem wziąć udział w czasówce i w końcu nastała taka możliwość więc nie sposób było nie skorzystać, trochę trzeba było przejechać ale warto było się sprawdzić no i sprawdzić także świeżo złożony rower. Na starcie zjawiło się ponad 80 kolarzy amatorów choć niektórzy mieli moc w nogach i sprzęt że pozazdrościć ale widać że rower to ich życie i nieźle trenują. Trasa liczyła nieco ponad 20 kilometrów i prowadziła okolicznymi drogami.
Po starcie jechało mi się całkiem nieźle, przy jednym wzniesieniu musiałem wstać z siodełka by nie stracić prędkości a całą trasę pedałowałem ile można było więc więcej z tego roweru nie da się wycisnąć :).
Najlepsi pokonali trasę w 30 minut ale na stali z przerzutkami w ramie nie jechali :)
Więcej informacji na stronie www.rowerowyksiaz.pl



 
 
 
 
 
 





Czas: 40:41
Miejsce: 55/82
Średnia prędkość: 30km/h
Dystans: 20,3km

Przejazd:




* - fotografie zapożyczone od organizatorów i zawodników, Adrian Domański.

sobota, 2 sierpnia 2014

"5 Rajd Konwalii" - Mochy (BnO -TP60, Medium)



Na mój pierwszy "Rajd Konwalii" udałem się do Moch razem z Krzychem i Pawłem, tyle że oni startowali na AR ja na trasie Medium - czyli trasie około 60km pokonywanej biegiem w tym kajak około 5 km, trasa miała być trudna nawigacyjnie i odbywać się na aż pięciu mapach o rożnych skalach co mogło niektórym przysporzyć problemów przy przechodzeniu z mapy na mapę. Do Moch dojechaliśmy pod wieczór bo trasa AR startowała wcześniej, Ja na swojej trasie rankiem następnego dnia, więc znalazłem miejsce na hali i położyłem się ale spać się nie dało, najpierw zabawy ze światłem, gaszenie z jednej strony hali a zapalanie po drugiej stronie, później składanie roweru na hali przez jednego z uczestników przy świetle czołówki przez dobrą godzinę w momencie gdy kilkanaście metrów dalej na korytarzu było idealne do tego oświetlone miejsce. W końcu usnąłem ale obudził mnie hałas jednego z zawodników ubranego w same slipki który otwierał okna na hali a z dworu wiało chłodne powietrze że bez śpiworu nie dało się wytrzymać więc wstałem i poszedłem spać do stołówki, ale jak mówią "co Cię nie zabije to Cię wzmocni".



Start z Moch i spokojnie lecę w końcu stawki, za to widać już od startu walkę niektórych o utrzymanie się za jakimś dobrym nawigatorem ale przy pierwszym punkcie niektórzy już łapią oddech i popijają izotoniki a odbiegając od PK1 nawet nie patrzą na mapę, od początku zrobił się taki dziwny owczy pęd który już przy PK2 na zakręcie kanału obrośniętego trzciną zbiera swoje żniwo, kilka osób krąży jak gęsi jeden za drugim w poszukiwaniu punktu, zamiast samemu odnaleźć się na mapie, omijam ich i lecę do grobli, nie wiedząc co to jest ale już po chwili zauważam wał pośród dwóch jeziorek i PK3 podbity a za mną zbiegają się kolejni zawodnicy, żeby nie wskazywać nikomu drogi odbijam do kolejnego punktu przez las, gdzie wycinka trochę mnie hamuję ale spokojnie przemieszczam się dalej do punktu na rogu lasu, wybierając inną drogę niż inni a po drodze niedaleko miejscowości Kaszczor trafiam na ciekawy zabytek którym jest wysoki na około 17m Wiatrak Koźlak wybudowany z ręcznie ciosanego drewna dębowego i sosnowego w 1768r, jest to najstarszy typ wiatraka spotykany na ziemiach polskich.




 



Biegnę dalej do PK4 i ścinam drogę przez ścięte już pole ale bieg wśród ostrych ściętych końcówek po kukurydzy nie jest czymś co należy do przyjemności więc spokojnie się przedzieram a z boku jeszcze dłuższą drogą biegną inni zawodnicy którzy mnie wyprzedają a ja spokojnie docieram do punktu po nich i dalej przedostaję się na mapę sportową OLEJNICA ale inną drogą niż oni i nagle wszyscy spotykamy się w dołku przy PK5 gdzie jakieś 7 osób ściga się między sobą ale sugerują się ciągle tym kto jest na początku ich wyścigu, nadrabiając tym samym drogi do kolejnego PK6 przy charakterystycznym drzewie dobiegając później niż ja. Do 7PK odbiegam ścieżką przez las a nie główną drogą jak inni przez co nadrabiam trochę i siódemkę podbijam sam i gdy jestem już w połowie drogi do PK8 inni dopiero biegną do siódemki, drogę do PK9 wybieram przez jakieś domostwa a potem bezpośrednio ścieżką przez las do samego punktu i wybiegam z na główną mapę w kierunku wieży widokowej przy dziesiątym punkcie.






Dobiegam do wieży a zaraz za mną jeden z zawodników z którym przez chwilę rozmawiam o tym że ciągle ucieka przed tymi wszystkimi goniącymi się zawodnikami i że w końcu mu się udało uciec jednak po chwili spostrzega że zapomniał o dziewiątym punkcie i wkurzony wraca, ja wbiegam sam na "Januszowe wzgórze" gdzie na wysokości 96m.n.p.m. znajduję się prawie 20 metrowa wieża widokowa zbudowana w 2009r z drewna i pni modrzewia do podziwiania "Przemęckiego parku krajobrazowego" jak i całej okolicy. Wieża ta jest najwyższym drewnianym obserwacyjnym obiektem w Wielkopolsce, szkoda że na popularnych mapach często brak jej oznaczenia. Pokonuje 80 schodów i podbijam PK10, po czym szybko przedostaję się leśnymi ścieżkami do PK11 i tu ku mojemu zdziwieniu na miejscu brak punktu, po 15 minutach dochodzi mnie kilku zawodników, kontaktuję się z bazą zawodów i odbiegam od punktu ale po chwili postanawiam wrócić i tak w końcu wyprzedza mnie kilkunastu zawodników a ja nabiegam dodatkowo około 5km i stracę przy tym jakieś 50 minut co przy odrobinie szczęścia dało by mi 6 pozycję na mecie.....

.... od jedenastki odbiegam w towarzystwie Marcina - debiutanta na zawodach bno i kolegi z "teamu konwalii" którego imię niestety zapomniałem i tak razem najpierw udajemy się na piwo do pobliskiego sklepu w Osłoninie a potem razem wspierając się wzajemnie przedostajemy się do PK12 z którego zamiast obiegać jezioro wydostajemy się przez kanał dzielący jezioro Breńskie i jezioro Białe, wybiegamy na drogę do Zaborówca by za chwilę wzdłuż pól przedostać się do PK13 który sprytnie został zawieszony pod mostkiem na "Starej Rzece", tu popełniamy błąd i przedostajemy się przez wyschnięte mokradła zamiast odbić w lewo do polnej drogi ale w końcu udaje nam się dostać pod żwirownie, po drodze mijaliśmy dwóch zawodników ale chyba pobiegli po zlikwidowany PK14, my robimy swoje i przy okazji kolega Marcin uczy się nawigacji. Zaczynamy mapę WZGÓRZA LGIŃSKIE które w całości pokonujemy w żółwim tempie (6km w 1h30m) przez mały brak koncentracji i wkurzenie pozostałe z punktu jedenastego. punkty PK15 i PK16 zdobywamy ucząc się nawigować a przy PK17 zupełnie tracę kontrole nad tym gdzie jestem i cofam się bliżej drogi by w końcu odnaleźć się na mapie i podbić punkt. Do PK18 przedostajemy się w miejscu gdzie zaczyna się bagienko nie mącząc nawet butów, potem mały problem z PK19 gdzie przechodzimy obok dołka na kilka metrów ale po chwili wracamy i odnajdujemy punkt. Wybiegamy na główną mapę i jeszcze przed kolejnym punktem zahaczamy o na trafiony przy drodze punkt z wodą dla trasy AR.




Koniec przecinki i PK20 podbity, dalej skosem do początku mapy BOSZKOWO, gdzie chłopaki robią mały odpoczynek a ja obiegam drogą w poszukiwaniu PK21 aż w końcu na niego trafiam w małym zagajniku, wołam chłopaków i podkręcam tempo, kolejne punkty PK22, PK23, PK24 i PK25 wchodzą łatwo ale w połowie drogi zostaje już tylko z Marcinem, razem pobiegniemy już do samej mety.




Dwa kolejne punkty z dużej mapy, najpierw szczyt górki z PK26 a potem przebieg na azymut przez pola przy jakiejś żwirowni gdzie zjadamy paczkę suszonych daktyli które muszę powiedzieć bardzo mi smakowały,  dalej w kierunku wyrobiska z PK27 które sądziłem że powinno być z lewej strony a okazało się że jesteśmy drogę dalej i było z prawej strony ale udaje się nam je po chwili odnaleźć. Przed wbiegnięciem na mapę AWF robimy postój w sklepie gdzie batonik i red-bull dodają nam sił i tak podbijamy kolejne punkty PK28, PK29, mała korekta przy PK30 aż po nawrót przy PK31 umieszczonym przy przepuście z którego wracamy w kierunku ośrodka sportowego ze świetnym basenem :).




Dalej nudny przebieg do PK32 wzdłuż drugiego brzegu jeziora Olejnickeigo a potem PK33 ze startem etapu kajakowego, po drodze postanowiliśmy popłynąć razem w kajaku dwuosobowym i przez to też mieliśmy jeden dodatkowy punkt ale i tak zajęło nam to około godziny czyli tyle co zawodnikom płynącym pojedynczo, jakie było nasze zaskoczenie gdy po etapie kajakowym jakieś 200 metrów od punktu trafiliśmy na grupę 8 osób szukających PK34 na który pomogłem im trafić, potem PK35 przy oczku wodnym i za nami ciągle biegnie te osiem osób, kolejny PK36 i wybieg na dużą mapę gdzie przestajemy uciekać i prowadzimy całą grupę na ostatni punkt PK37 na wzniesieniu niedaleko Moch, potem pozostaje prosty przebieg do mety przed którą wszyscy przepuszczają mnie przodem za pomoc w szukaniu punktów po etapie kajakowym i tak kończę rywalizację na 11 miejscu przed całą grupą. Jestem trochę zawiedziony tym problemem z punktem jedenastym bo mogłem powalczyć o 6 miejsce ale nie ma co rozpaczać, bo liczy się przede wszystkim dobra zabawa i poznawanie fajnych ludzi :)




Czas: 14:42:00
Miejsce: 11/33
Dystans: około 80km (w tym kajak około 6km)

Przebiegi:





* - fotografie własne oraz zapożyczone od organizatorów, krainalasowijezior.pl, Wikipedia