poniedziałek, 30 września 2013

"Poznaj Poznań" & "Expresso Oriento" - Porażyn (BnO - 25km)

Wrzesień zaczęliśmy z Lenką od zakończenia cyklu "Poznaj Poznań" nad poznańską Maltą gdzie pokonaliśmy razem a właściwie powoli Lenka już sama, trasę w kategorii open (około 2km) w czasie 22:10 minut, do podbicia było 14 punktów które odnajdowaliśmy raczej łatwo, choć pod koniec Lenka już nie chciała się jak to mówi "ścigać" i spokojnie skończyliśmy na 14 miejscu na 36 startujących w kategorii open. No i mieliśmy jeszcze czas na pozowanie do zdjęć :)


Aż czternastego w końcu przyszedł czas na zawody dla taty, padło na "Oriento Expresso" i trasę Solo-25km, na miejsce dowiózł mnie mój Tata który postanowił przy okazji moich zawodów wykorzystać czas na zbieranie grzybów w pobliskich lasach :). Na zawody zapisał się także Tomek, Michał z GKB oraz Krzysztof z Pawłem którzy jak się domyślałem polecą razem na trasę i tak było, ja chciałem wyruszyć na trasę sam by sprawdzić się samemu a także powalczyć z chłopakami o dobrą lokatę, jednak zmieniłem zdanie i początek poleciałem z Tomkiem. W Parach-25km wystartowała także
Aleksandra z mężem, z którą sporo trasy pokonałem razem na Szadze, okazało się że sprzedają ciekawe buty marki Walsh sprowadzane z Anglii, obuwie typowo trialowe które muszę kiedyś koniecznie wypróbować.



Odprawa przy pięknym dworku, losowanie nagród przed startem gdy wszyscy są na miejscu - super sprawa, widać było także że nawet lekko deszczowa pogoda nie popsuła nikomu dobrych humorów - i to właśnie cenię w takich imprezach, to nie to samo co przed startem półmaratonu na 1500 osób. Rozdanie map, chwila na opracowanie wariantu i nagle z ust szefa zawodów START!, moment konsternacji wszystkich i w nogi :) jedni w lewo inni w prawo gdyż zawody odbywały się w formule "scorelauf" czyli dowolna kolejność zaliczania w tym przypadku 11-PK.





Tomek i Ja ruszamy w lewo, wszyscy ubrani w kurtki choć coś mówiło mi od początku by ją zostawić, zresztą krótkie spodenki z wiatrówką chyba nie idą w parze :), no ale o tym przekonam się już na 1PK (13'-2,2 km) gdzie pakujemy kurtki do plecaków jak prawie każdy dobiegający z nami na punkt, droga do 2PK (12'-1,6km) znów uświadamia mnie w przekonaniu że nie ma co patrzeć na innych tylko robić swoje, biegnąc wzdłuż koryta jakiejś rzeczki obok nas biegnie kilku zawodników i każdy ma swoje zdanie, to powinno być tu, to powinno być tam... a ja głupi zdezorientowany rozglądam się na boki zamiast lecieć tam gdzie powinienem, z dwójki ścinam drogę przez las, inni zawracają na ścieżkę i biegną już za mną, czekam na Tomka i gdy inni biegną prosto, my odbijamy w lewo po skosie na 3PK (17'-2,4km), jednak przebiegamy wyznaczoną ścieżkę i do punktu musimy przedzierać się przez polane i jeszcze cofnąć ścieżką bo wybiegliśmy za daleko, podbiliśmy kartę i wracamy na tą samą drogę znów przez polanę, minięci przez kilka osób, jednak wyprzedzamy ich już po chwili, wybiegamy na drogę Wąsowo - Dąbrowa którą przebiegamy by za chwile skręcić w lewo na drogę prowadzącą do stawków pomiędzy którymi ma być kolejny punkt, Tomek kieruje nas na inny staw przekonany że to już tu powinien być punkt ale skręciliśmy za wcześnie i namawiam go byśmy szybciej wrócili na drogę i nie tracili tu czasu bo punkt powinien być dalej, w tym momencie dostrzegam kropkę na mapie na końcu drogi i już wiem że będziemy się przedzierać przez jeżyny przy płocie domu który tam właśnie na końcu drogi stał :), przedzieramy się w końcu na drogę za domem i wbiegamy na góreczkę przekonani że wbiegliśmy pomiędzy stawki, jednak wbiegliśmy pomiędzy stawek i jakąś rzeczkę wyglądającą jak stawek gdzie spokojnie piła sobie wodę sarna która zdziwiona naszą obecnością czym prędzej się oddaliła czego my z Tomkiem na naszą niekorzyść nie zrobiliśmy też i straciliśmy jakieś 25 minut zanim udało nam się cofnąć i odnaleźć szukany punkt, a mi co chwila na usta cisnęło się słowo na "k" bo sam nie wierzyłem że to może tak długo trwać :) ale w końcu 4PK (38'-3,8km), od tego momentu wszystko mi się posypało, wkurzony staram się coś nadrobić i przyśpieszam aż znów powtarza się moment w którym napotkane osoby rozważają - to tu, nie to tam, a może tu biec - mówię sobie głośno "kur** co ja znów patrze na innych, przecież miałem od początku do końca robić wszystko po swojemu" i jeszcze bardziej wkurzony przyśpieszam na 5PK (12'-2km), Tomek i kilka osób w oddali za mną, nawracam z piątki i mówię do Tomka że lecę przed siebie i jak chce to niech daje za mną i tu po prostu szok, zagiąłem źle mapę i zgubiłem punkt pod Michorzewkiem, nadrabiając jakieś 3km, Tomka za mną nie widziałem i modliłem się by sam wybrał dalszy wariant biegu a nie pobiegł źle za mną. Zrezygnowany nie odbijam od razu na zgubiony punkt tylko podbijam jeszcze 6PK (22'-3,2km) na wzniesieniu do którego przedarłem się przez zaorane przemoczone pole i od razu mówię że nie polecam takiego błotnego biegu :). Wbiegam na drogę do Jastrzębnik a potem w górę w kierunku Michorzewka do 7PK (17'-2,8km) który był widoczny z daleka na dużym wzniesieniu a po chwili zbiegało z niego chyba z 5 osób które dobiegły tam od drugiej strony czyli zwyczajnie nie zaginając źle mapy jak ja :), wracam z punktu już nie tą samą drogą, tylko wzdłuż lasu kierując się prawie wzdłuż linii wysokiego napięcia i znów zaskoczenie, koniec drogi obudowany siatką teren, na posesji szczekające wilki jakieś i wielki czerwony znak "teren prywatny, wstęp wzbroniony" i jak tu się nie wkurzyć, znów przedzieram się przez jakieś choinki z gałęziami 20 cm na ziemią, czuję że za chwile będę biegł ale po kolanach, ale w końcu koniec tego koszmaru i po skosie polną drogą w las i choć na mapie nie było zaznaczonej przecinki w lesie to czuję że tu trzeba biec ale znów się zastanawiam, rozglądam, odmierzam na mapie odległość i nie jestem pewien, ale w końcu wbiegam w przecinkę i już po chwili na górce przede mną jest 8PK (31'-3,7km) z balonikiem i chyba jakimiś słodyczami, po zbiegu z górki na drogą zauważam jednego zawodnika przede mną, gonie go i pierwszy raz w życiu zjadam żel energetyczny bo jeszcze nigdy na biegu nie czułem się tak osłabiony, zawodnik ten w końcu wybiega z lasu na polanę, znika mi na chwile z oczu po czym wraca na polanę i po chwili namysłu skręca w drogę w lewo a ja znów przekonany że to za blisko by tu był punkt i biegnę dalej przez las pod górkę, przykładam miarkę i tak biegnę i biegnę i mówię sobie że może to ja się pomyliłem bo punkt powinien już być przede mną i rozbity psychicznie po tylu wcześniejszych błędach wracam na polanę w miejsce gdzie skręcił tamten zawodnik a tam w krzakach zupełnie inny punkt nie z mojej trasy, nagle dobiega do mnie inny zawodnik szukając tego punktu co ja i zgadza się ze mną że to musi być jednak tam gdzie przed chwilą biegłem, więc szybko znów wbiegam w las na tą samą ścieżkę i ku mojemu zaskoczeniu zauważam że poprzednio zabrakło mi jakieś 50 metrów a ja znów dałem się podpuścić i pobiegłem tam gdzie ktoś inny, ehhh nadłożone prawie 2km :(,  9PK (27' - 2,6km), nogi a właściewie głowa odmawia mi posłuszeństwa a pozostałości przeziębienia sprzed kilku dni właśnie dają się we znaki, tempo spada mi do kosmicznego ponad 7:00/km i tak przez ostatnie 6km poprzez 10PK (19'-2,7km) w drodze do którego mijam 3 zawodników którzy z niego wracają a których doganiam i wyprzedzam na 11PK (11'-2,3km) którego oni nie mogli znaleźć, z ostatniego punktu już prawie nie biegnę tylko na przemian idę i podbiegam kawałek, potem wzdłuż płotu zamkniętego obszaru przy ośrodku z którego startowaliśmy, idę i idę a droga ta w tym stanie nie ma dla mnie końca, wybiegam na drogę prowadzącą do METY (16'- 2,3km) na którą wpadam z wynikiem 3:54:08 i "przebiegniętymi" prawie 31 kilometrami! - no po prostu zwyczajnie dałem dupy ;) i gdyby nie moje rażące błędy to może deptałbym znów po piętach Michałowi jak w Puszczykowie :). Moje słowa uznania dla Krzysztofa i Pawła którzy dobiegli na 4 pozycji z wynikiem poniżej 3h i niecałymi 2 minutami do 3 miejsca - wielkie brawa!

 



Podsumowując to tekst powyżej mógłbym zatytułować "jak nie biegać na orientacje!" i te słowa chyba mówią wszystko :). Co do imprezy to była świetna, z całą jej otoczką bije na głowę np. Szagę w Zaniemyślu, wspaniałe tereny do biegania, ognisko z kiełbaskami, masaże, sami uśmiechnięci ludzie :), żadnego wyczuwalnego napięcia ze strony innych zawodników, mnóstwo nagród od sponsorów, zwyczajnie cud miód i orzeszki :), jednak zastanawia mnie co z wbitymi na stałem palami z punktami kontrolnymi, bo za rok większość punktów z trasy będzie łatwa do znalezienia przez tegorocznych uczestników, a przez tych co kończyli trasę 50 km to pewnie i wszystkie, oby za rok nie był to już tylko wyścig z czasem zamiast imprezy na orientację.


Czas: czas pokonania trasy 3:54:08, średnie tempo 07:33/km

Miejsce: 17/57

Mapa biegu: 





* - fotografie zaczerpnięte z galerii Oriento Expresso

niedziela, 22 września 2013

"Biatlon Letni GKB" - Zdrój (Biatlon - 8km)

Na ostatniej imprezie w Puszczykowie poznałem Michała który zaprosił mnie na "V Otwarte Mistrzostwa GKB w Biatlonie Letnim" które po raz pierwszy zostały otwarte dla ludzi spoza "Grodziskiego Klubu Biegacza", chętnie przyjąłem zaproszenie gdyż nigdy w takiej imprezie nie brałem udziału.



I tak w sobotę rano wyruszyłem do miejscowości Zdrój niedaleko Grodziska Wielkopolskiego, gdzie nie znalezienie miejsca startu graniczyłoby z wielką ślepotą, piękny wigwam zbudowany przy strzelnicy widać było z daleka. Na miejscu spotkałem znajomego Bartka poznanego kiedyś w Koszalinie, w dodatku cała otoczka imprezy i wszyscy ludzie tam zgromadzeni tworzyli aurę spotkania rodzinnego gdzie każdy znał się na wzajem co dodawało każdemu sporo uśmiechu na twarzy.

Start odbywał się w dwóch turach, ja startowałem w tej drugiej grupie więc mogłem się poprzyglądać zmaganiom innych zanim sam wyruszyłem na trasę. Jeszcze przed startem można było wykonać strzały próbne do tarcz i gdy tak patrzyłem z boku jak inni nie trafiają a sam trafiłem 3/5 strzałów próbnych to byłem zdziwiony, jednak znaleźli się później i tacy którzy trafiali 5/5, ale dopiero strzelanie podczas zawodów w stresie miało wyglądać inaczej :)




Startowałem w silnej trójce ale moim zdaniem popełniliśmy wszyscy ten sam błąd na strzelnicy - gdzie trafiłem 1/5 - zwyczajnie zamiast przymierzyć porządnie, to starałem się jak najszybciej wystrzelać wszystkie pięć strzałów i dlatego tak kiepsko, za cztery pudła trzeba było zrobić cztery pętle około 100 metrowe a potem wybieg na trasę leśną 4 km, gdzie piasek był prawie jak na plaży i uciekał spod nóg ale co zrobić :). Koledzy startujący ze mną nadali ładne tempo i przy moim 4:40 trochę mnie odstawili. Koniec pierwszej pętli i znów strzelanie, wbiegam na strzelnice i wiem że nie mogę powtórzyć błędu z pierwszego strzelania, tak więc przymierzam, muszka chodzi góra-dół-góra-dół-pach i jest trafiony, straciłem może z 2-3 sekundy więcej niż przy wcześniejszym mierzeniu a to na pewno lepiej niż biec kółko 100 metrowe, następne mierzenie znów góra-dół-góra-dół i pach trafiony i tak 4 razy aż za piątym skróciłem mierzenie i pudło - "fuck" - wcisnęło mi się na usta ale cóż nie jest źle, wstaje, karne kółko i znów 4 kaemy przez las, tym razem biegło się lepiej, nawrotka i coraz szybciej do mety gdzie kończę z wynikiem 40:25, za to z nauką na przyszłość w biatlonie :).






Podsumowując całe zawody były super zabawą i nawet ostatnie miejsce w nich nie byłoby w stanie zepsuć zadowolenia z walki z innymi zawodnikami, było dużo śmiechu, zabawy a przede wiele uśmiechu od wszystkich ludzi tam zgromadzonych co pozostawiam same dobre wspomnienia i nieobecność na kolejnym biatlonowym wydarzeniu w Zdroju byłaby nie na miejscu :)

 




Czas: czas pokonania trasy 40:25

Miejsce: 25/41


* - fotografie zapożyczony od przyjaciół GKB