"Nocna Ściema 2012" to był mój ostatni półmaraton a zarazem start w zawodach w tym roku, zapisałem się na niego w sierpniu, gdybym miał decydować w październiku niestety bym go odpuścił przez moje kolano i notoryczny brak czasu w październiku mogę powiedzieć że nic nie biegałem, poza 3 treningami z czego jeden to opisywany wcześniej Test Coopera, przebiegłem ledwo 10km i 6km z tempem 4:40/km co chyba wykończyło moje kolano :P, chciałem poprawić swój najlepszy wynik z połówki o 2 minuty - które straciłem w Pobiedziskach przez co spokojnie bez nich dałbym radę tak dobiec po tych górkach.
Wracając do tematu to w Koszalinie trasa miała 4 okrążenia (maratończycy oczywiście 8) i choć mówi się że suma podbiegów i zbiegów raczej równa się zero to tutaj sporo było trzeba nadrabiać na tych zbiegach a czasami nawet się nie dało (w każdym razie moje kolano woli podbiegi niż zbiegi :P), pocieszające było to że na podbiegach mijałem nie tylko tych co mijali mnie na zbiegach ale i innych którym one sprawiały trudność. Wspomniane 4 kółka z których każde konczyło się okrążeniem stadionu były przyjemne bo w głowie łatwo "widziało" się ile jeszcec zakrętów i trasy do końca - jednak długie podbiegi nie sprzyjały przynajmniej u mnie szybkiemu bieganiu, już po pierwszym kółku wiedziałem że nie ma co się spinac bo nieuda się wybiegac lepszego czasu, tym bardziej że po 10km odezwało się moje kolano i wolalem dobiec niż zejść z trasy, a widziąc wielu idących i ledwo biegających biegaczy nie napawało mnie to optymizmem, moje średnie tempo oscylowało w granicach 5:20 więc pomyślałem nic na siłe i tak sobie biegłem do końca, na 4km przed metą mija mnie jakaś Niemka więc nie zważając na nic dochodzę ją i trzymam się na odległość skrobania marchewek :), więć ona troche przyśpiesza i co rusz spogląda na mnie że ciągle za nią jestem i tak przez 3km czekala kiedy zwolnie i się od niej odczepie, no i w końcu 20km, ostatni podbieg na którym można dorzucić do pieca i tak 4:30/km i odstawienie Pani z Niemiec (która trochę się zdziwiła jak patrzyła na mnie na mecie) i 14 osób z czego połowa koczyła za mną połówkę, reszta śmigała dalej swoje 4 kółka Maratonu.
Wracając do tematu to w Koszalinie trasa miała 4 okrążenia (maratończycy oczywiście 8) i choć mówi się że suma podbiegów i zbiegów raczej równa się zero to tutaj sporo było trzeba nadrabiać na tych zbiegach a czasami nawet się nie dało (w każdym razie moje kolano woli podbiegi niż zbiegi :P), pocieszające było to że na podbiegach mijałem nie tylko tych co mijali mnie na zbiegach ale i innych którym one sprawiały trudność. Wspomniane 4 kółka z których każde konczyło się okrążeniem stadionu były przyjemne bo w głowie łatwo "widziało" się ile jeszcec zakrętów i trasy do końca - jednak długie podbiegi nie sprzyjały przynajmniej u mnie szybkiemu bieganiu, już po pierwszym kółku wiedziałem że nie ma co się spinac bo nieuda się wybiegac lepszego czasu, tym bardziej że po 10km odezwało się moje kolano i wolalem dobiec niż zejść z trasy, a widziąc wielu idących i ledwo biegających biegaczy nie napawało mnie to optymizmem, moje średnie tempo oscylowało w granicach 5:20 więc pomyślałem nic na siłe i tak sobie biegłem do końca, na 4km przed metą mija mnie jakaś Niemka więc nie zważając na nic dochodzę ją i trzymam się na odległość skrobania marchewek :), więć ona troche przyśpiesza i co rusz spogląda na mnie że ciągle za nią jestem i tak przez 3km czekala kiedy zwolnie i się od niej odczepie, no i w końcu 20km, ostatni podbieg na którym można dorzucić do pieca i tak 4:30/km i odstawienie Pani z Niemiec (która trochę się zdziwiła jak patrzyła na mnie na mecie) i 14 osób z czego połowa koczyła za mną połówkę, reszta śmigała dalej swoje 4 kółka Maratonu.
Czas końcowy 1:53:04 netto z bolącym kolanem (wtedy jeszcze tak nie bolało jak 12 godzin później przy wysiadaniu z samochodu pod domem :P) więc mogę być zadowolony, choć żałowałem trochę że pierwszego kilometra nie zrobiłem w 5:15 to bym może coś spróbował wybiegać ale lepiej było dobiec niż zejść z trasy kuśtykając :)
Na mecie odebrałem medal wypiłem herbatę i przyglądałem się zawodnikom którzy biegli maraton, między innymi sympatycznym "Maniacom" z Poznania z którymi udało mi się przyjechać, biegli większość dystansu razem, niestety nie udało im się ominąć śniegu z deszczem pod koniec dystansu kiedy ja już odpoczywałem w ciepłej hali ale maraton oczywiście ukończyli.
Medal fajny, choć lepszy mieli maratończycy.
Medal fajny, choć lepszy mieli maratończycy.
Tym biegiem kończę swój skromny sezon, muszę dać kolanu trochę odpoczynku, a po zimie przygotuję się do maratonu który chciałbym przebiec z uśmiechem na ustach poniżej 4h :).
Czas: 1:53:04 netto / 1:53:13 brutto / tempo 5:22/km
Miejsce: 125 (20/45-M25) (111/205398-M) na 271 startujących w półmaratonie.
Medal bardzo ciekawy, choć maratońskie były super to i tak ten mi się podoba:
Fotografie z kina z rozpoczęcia "Nocnej Ściemy" filmem "Town of Runners", hali i biegu:
Trasa biegu (4 okrążenia) (Garmin)
* - te i inne świetne zdjęcia zrobił Adam Kaźmierki, więcej na www.explora.pl
Gratki i brawa:)Też chodził mi ten maraton po głowie;)wykuruj szybko kolano i dużo zdrówka:)pozdrowaśki:)
OdpowiedzUsuńdzięki, teraz tylko odpoczynek potem będziemy śmigać :)
UsuńChyba raczej 53 minuty, w końcu to Nocna Ściema :-) Rekord świata poprawiony :-)
OdpowiedzUsuńA tak serio, gratuluję wyniku. Trzeba się będzie kiedyś wybrać na tę Nocną Ściemę.
53 to fakt, lepiej niż Kenijczycy :) za rok już wiem jak się lepiej ubrać i jakiej temperatury i podbiegów się spodziewać więc pewnie jeszcze wyśrubuje ten rekord Świata :)
UsuńTobie też polecam choć raz tam pobiec bo prócz zimna to raczej same dobre strony.
dumna ;)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń