Swarzędz przywitał nas dość chłodnie i pochmurnie co nie skłaniało do biegania, ale też nie odstraszyło od niego i tak "II 10-tka Chevrolet Szpot" musiała zostać przebiegnięta :)
Pobudka około 7:00 a właściwie zaspanie (tak to jest jak się ustawia budzik by dzwonił tylko w sobotę) bo chwilę później mieliśmy z Szymonem odebrać z dworca w Kobylnicy Pawła, który dojechał z Pobiedzisk, mały poślizg czasowy i już odebraliśmy pakiety, potem truchcik na start i zajęcie miejsc za elitą, jak pamiętam to rok temu było jakieś 700 osób, tym razem jest z 1700 taki mały tłok,huk armaty i start, kilka sekund i przebiegam linię startu, nie patrzę na zegarek tylko lecę tak jak mnie nogi niosą, pierwszy km i 4:23, drugi z podbiegiem na wiadukt 4:28 to nawet lepiej niż zakładałem do złamania 45' ale już czuję że tempa poniżej 4:30 nie utrzymam i tak trzy kolejne kilometry średnio 4:36 i piątka mija z czasem 22:39 ale perspektywa powrotu i dwóch stromych podbiegów jest niepokojąca a i nie trenowanie znów odbija się na samopoczuciu (ale to tylko moja wina że nie znalazłem czau na trenowanie), 4 kolejne km - średnio 4:40 więc w ostatnim wrzucam wyższy bieg i 4:11 które w pakiecie ze sprintem na ostatnich 50 metrach nie dają wymarzonego rezultatu ale sezon jeszcze się nie skończył :) a to tylko 4 sekundy na każdy z tych dziesięciu kilometrów.
Poza samym biegiem dopisało nam szczęście w losowaniu i tak wygraliśmy roczny karnet na siłownie w Swarzędzu, kurtkę i piłkę do siatki - fajnie tak coś wygrać :)
"Ławeczka"prawie w komplecie za to zadowoleni z pokonywania swoich słabości, Szymon tak jak chciał złamał godzinę, Paweł przebiegł całe 10km a ja zbliżyłem się do swoich 45' które muszę złamać - wszyscy zadowoleni!.
Pobudka około 7:00 a właściwie zaspanie (tak to jest jak się ustawia budzik by dzwonił tylko w sobotę) bo chwilę później mieliśmy z Szymonem odebrać z dworca w Kobylnicy Pawła, który dojechał z Pobiedzisk, mały poślizg czasowy i już odebraliśmy pakiety, potem truchcik na start i zajęcie miejsc za elitą, jak pamiętam to rok temu było jakieś 700 osób, tym razem jest z 1700 taki mały tłok,huk armaty i start, kilka sekund i przebiegam linię startu, nie patrzę na zegarek tylko lecę tak jak mnie nogi niosą, pierwszy km i 4:23, drugi z podbiegiem na wiadukt 4:28 to nawet lepiej niż zakładałem do złamania 45' ale już czuję że tempa poniżej 4:30 nie utrzymam i tak trzy kolejne kilometry średnio 4:36 i piątka mija z czasem 22:39 ale perspektywa powrotu i dwóch stromych podbiegów jest niepokojąca a i nie trenowanie znów odbija się na samopoczuciu (ale to tylko moja wina że nie znalazłem czau na trenowanie), 4 kolejne km - średnio 4:40 więc w ostatnim wrzucam wyższy bieg i 4:11 które w pakiecie ze sprintem na ostatnich 50 metrach nie dają wymarzonego rezultatu ale sezon jeszcze się nie skończył :) a to tylko 4 sekundy na każdy z tych dziesięciu kilometrów.
Poza samym biegiem dopisało nam szczęście w losowaniu i tak wygraliśmy roczny karnet na siłownie w Swarzędzu, kurtkę i piłkę do siatki - fajnie tak coś wygrać :)
"Ławeczka"prawie w komplecie za to zadowoleni z pokonywania swoich słabości, Szymon tak jak chciał złamał godzinę, Paweł przebiegł całe 10km a ja zbliżyłem się do swoich 45' które muszę złamać - wszyscy zadowoleni!.
Rekordy: Czas biegu: 45:39 netto, tempo 4:33 min/km.
Miejsce: 445 (171/M30) na 1645 biegaczy.
Medal:
Podsumowanie:
Trasa biegu:
Poniżej podsumowania i wrażenia z biegu moich przyjaciół i znów były to debiuty, tym razem na dystansie 10 kilometrów - brawa!
Szymon: Miejsce: 445 (171/M30) na 1645 biegaczy.
Medal:
Podsumowanie:
Trasa biegu:
Poniżej podsumowania i wrażenia z biegu moich przyjaciół i znów były to debiuty, tym razem na dystansie 10 kilometrów - brawa!
Jak na zapalonych biegaczy przystało w dniu poprzedzającym zawody wszyscy oszczędzali swoje organizmy.
WNIOSEK 1: nie spożywaj alkoholu - w nieumiarkowanych ilościach na dzień przed biegiem.
W niedzielę, czyli w dniu zawodów, pobudkę zarządzono bardzo wcześnie - Paweł wstał pierwszy, ponieważ musiał dojechać pociągiem do Kobylnicy, dla niektórych było to zbyt wcześnie - Artur zaspał ;)
WNIOSEK 2: jak zawody są w niedzielę, to nie ustawiaj budzika żeby dzwonił tylko w sobotę!
W biurze zawodów zameldowaliśmy się już ok. 8, kiedy ruch w hali OSiR w Swarzędzu był jeszcze niewielki. Niemniej, już pierwsze wrażenie na temat atmosfery było pozytywne: Pan Skarżyński - czyli legenda biegania w Polsce rozdawał autografy, sponsorzy zachęcali do oglądania motorów, a my mieliśmy nawet chwilę by odwiedzić pływalnię!! Czas pozostały do rozpoczęcia biegu zleciał nam bardzo szybko, ale ani na chwilę nie straciliśmy koncentracji.
Z każdą chwilą w okolicy biura zwodów robiło się coraz ciaśniej, widzieliśmy osoby z numerami startowymi powyżej 1800! Warto dodać, że choć przyjechaliśmy odrobinę przed czasem, nie mieliśmy problemów z odbiorem pakietów startowych, czy miejscem w szatni.
WNIOSEK 3: lepiej odbierać pakiet startowy wcześniej, uniknie się kolejek.
Na linię startu musieliśmy przejść ok. 300 m, ponieważ została ona wytyczona przy swarzędzkim rynku. Ten dystans potraktowaliśmy jako rozgrzewkę i lekkim truchtem pokonaliśmy stromy podjazd w kilkadziesiąt sekund. Na linii startu było tłoczno, pierwsze 50 miejsc zostało zarezerwowanych dla zawodników o udokumentowanych osiągnięciach. Warto dodać, że w biegu brało udział kilku reprezentantów Kenii i to oni od startu do mety zdominowali te zawody.
WNIOSEK 4: nie próbuj gonić Kenijczyka!
Całe zawody miały wspaniałą oprawę, start o godzinie 10.00 zasygnalizował huk z armaty, który niejednego weterana sobotniego wieczoru postawił na nogi… ale wracając do biegu, pierwsze 200 metrów to w zasadzie marsz, przy tej ilości zawodników, musiało minąć trochę czasu zanim ktokolwiek znalazł sobie przestrzeń do biegu. Co bardzo istotne, w Swarzędzu mierzono czas netto i według niego dokonano klasyfikacji końcowej. To uczciwe rozwiązanie i eliminuje niesportowe zachowania już na starcie, gdy co bardziej „ambitni” zawodnicy różnymi środkami walczą o lepszą pozycję startową.
WNIOSEK 5: nie biegamy po to żeby wygrać, biegamy dla siebie.
Warto również dodać, że chipy zostały przymocowane do numerów startowych, zatem po zawodach nie trzeba było niczego oddawać.
Trasa biegu była dobrze przygotowana, co prawda było na niej kilka ostrych zakrętów/nawrotek, co potrafiło wybić z rytmu, ale ogólnie biegło się bardzo dobrze. Wzniesienia, które należało pokonać, np. wbiegając na wiadukt również nie nastręczały większych trudności, a ostatnie kilkaset metrów przed metą stanowił łagodny spad, co zdecydowania podnosiło poziom samopoczucia i pozwalało przygotować organizm na ostatnie 100 metrów „sprintu”.
Reasumując, trasa, pogoda, atmosfera biegu były bardzo dobre.
Na mecie szybko zrobił się tłok. Zawodnicy, kibice, obsługa, wszyscy tłoczyli się w strefie tuż za linią mety, gdzie rozdawano pamiątkowe medale oraz wodę. Swoją drogą, żal takiego Kenijczyka, może i pokonuje te 10 km w 29 minut, ale na mecie prawie nikt go nie wita ;)
W tym miejscu warto podkreślić wsparcie jakie uczestnicy biegu otrzymali od mieszkańców Swarzędza. Na trasie kibicowało bardzo wiele osób, w szczególności dzieci, które w zamian za dopingujące okrzyki oczekiwały przybicia ”5” od mijającego ich biegacza. Trzeba przyznać, że takie wsparcie od zupełnie obcych, ale pozytywnie nastawionych osób, bardzo pomaga w trakcie biegu.
WNIOSEK 6: jeżeli starcza ci sił, odwzajemnij sympatię kibica, pokaż kciuk, przybij piątkę, poczujesz się lepiej :)
Reasumując wszyscy reprezentanci Klubu „Ławeczka pobiedziska” ukończyli bieg na 10 km w Swarzędzu, a po biegu mięli wrażenie dobrze wykonanej pracy. Organizatorzy zadbali również, żebyśmy nie byli głodni i po biegu zapewnili nam posiłek z banana, bułki i grillowanej kiełbaski. Dla tych, którzy w trakcie biegu zgubili trochę więcej, czekały stoiska z karkówką i pysznymi goframi (kolejka po gofra na 50 osób, każdy bierze średnio 2 x 7,50 zł, żadnego paragonu, nic, po prostu złoty interes…).
WNIOSEK 7: trzeba kiedyś otworzyć obwoźne gofry i jeździć po takich zawodach…
Kolejną miłą niespodzianką była ceremonia wręczenia nagród oraz loteria! Każdy z zawodników naszego Klubu, jeszcze przed startem biegu, udzielił prawidłowej odpowiedzi na pytanie zadane przez organizatorów, po czym wrzucił kupon do urny. Do wylosowania było ponad 350 nagród!! Co prawda z początku mieliśmy podejrzenia, że nasze kupony ktoś z tej urny wyjął, ale ostatecznie każdy z nas zgarnął nagrodę i do domu wracaliśmy przeszczęśliwi.
Podsumowując: Bieg w Swarzędzu zasługuje za organizację i atmosferę (nawet deszcz nie był w stanie tego zepsuć) na najwyższe oceny i za rok na pewno będziemy tam znowu! Podsumowanie: Czas 58:14
Paweł: Już niedługo...
Podsumowanie: Czas 1:19:08
...następny bieg "Kurdeszowa zadyszka" w Kostrzynie, tym razem biegnę sam, chłopaki odpoczywają.
* - fotografia z medalami Tomek Gaca
* - fotografia Aniulka A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz