poniedziałek, 3 lutego 2014

"Śnieżne Konwalie" - Zielona Góra (BnO - 50km)






Kolejne zetknięcie się z zawodami serii Rajdów Konwalii, tym razem po "Nocnym Marku" przyszła pora na dzienny rajd o nazwie "Śnieżne Konwalie" na który zjechało się do Zielonej Góry ponad 300 osób z całej Polski i choć jak dla mnie nie do końca był to tylko dzienny rajd bo jak to zauważył po biegu Paweł zrobiłem sobie "Śnieżne Konwalie" z elementami "Nocnego Marka" a jeszcze przed startem zastanawiałem się czy zapakować do plecaka czołówkę :). Było to też dla mnie debiut na trasie 50km i podstawowym założeniem było dla mnie ukończyć zawody dopiero na drugim miejscu był czas i miejsce na mecie.
Do Zielonej Góry wybraliśmy się w czwórkę (tyle że Krzychu, Marek i Paweł startowali na TP25 i udało im się zająć dobre 20 miejsce), na miejsce
przyjechaliśmy w przed dzień zawodów i początkowo rozłożyliśmy się na sali gimnastycznej na której spełniły się moje podejrzenia że za ciepło nie będzie, na szczęście przenieśliśmy się na korytarz szkoły na pierwsze piętro gdzie temperatura była idealna do spania przez co nie wymarzliśmy i rano byliśmy gotowi do wali z kilometrami



Sobota godzina 8:30 odprawa a na niej rozdanie map, wszyscy rozrysowują a niektórzy spisują na kartkach kolejność zaliczania punktów, sam nigdy tego nie robiłem jedynie w głowie określałem wariant przebiegu i tego się trzymałem, tym razem map były trzy arkusze każda w innej skali i to co mówił mi Franek Galla się sprawdziło czyli przeskakiwanie z jednej mapy na drugą było w pewnych momentach uciążliwe ale i z tym trzeba było dać jakoś sobie radę, kolejność zaliczania punktów dowolna więc każdy mógł wybrać swój wariant, ja chciałem pobiec według takiej kolejności:37-36-48-47-46-1-17-16-34-31-49-15-14-13-12-10-11-9-8-7-6-5-4-3-2-45-44-43-38-39-40

natomiast moja kolejność już po biegu
wyszła tak:

37-36-48-47-46-34-31-49-15-14-13-17-12-10-9-11-8-7-6-5-4-3-2-1-16-45-44-43-38-39-40




Start biegu wspólny dla tras 25km i 50km niedaleko szkoły i już po pierwszych dwustu metrach stawka się rozdziela ja biegnę tam gdzie mniej osób, większość poleciała na PK40 na którym robiła się spora kolejka do perforatora ja wybrałem
PK37 po którym mogłem cofnąć się na ścieżkę a tak przedzierałem się przez jakieś krzaki do PK36, na kolejnym PK48 spotykam żwawo maszerującego chłopaka przy którym mój spokojny truchcik jest jak jego szybki marsz, zamieniamy kilka zdań i podbijamy razem PK47 i PK46 potem się rozdzielamy, ja biegnę dalej na PK34 i PK31 (rezygnuje z pierwszego pomysłu by podbijać teraz PK1-PK17-PK16 by nie przeskakiwać między trzema mapami choć w późniejszej perspektywie nocnego zaliczania tych punktów mogłem pozostać przy tym wariancie) przy którym spotykam pierwsze dziś stado sarenek a było ich w ciągu całego dnia chyba z pięć w tym jedna parka która chowała się za drzewami jakieś sto metrów ode mnie i pewnie myślała że ich nie widzę :), na koniec PK49 i wybiegam z pierwszej mapy z około 5km w 50min...






... szybka zmiana na drugą mapę i kieruję się na PK15 tylko niepotrzebnie zamiast zejść do drogi przedzieram się przez ten zaorany pagórek, tutaj spotykam chłopaków którzy trochę minut stracili na szukaniu tego punktu i w sumie podbijamy go razem, na PK14 za to lecimy innym wariantem i niespodziewanie podbijam go przed nimi i biegnę chwilę na PK13 z jednym zawodnikiem z TP25 a po drodze zatrzymuje nas zawodniczka z pytaniem z której strony okrążamy strumień, w głowie mówię sobie że w taką pogodę strumień zamarzł i szybko sam oddalam się a za mną już po chwili tłum kilku osób, po minięciu faktycznie zamarzniętego strumyka trochę się zagalopuję jak wszyscy i teraz pod górę wchodzimy chyba w dziesięć osób i chłopaki znowu mnie dogonili, ale to już ostatnie spotkanie na trasie z nimi, z trzynastki większość zawodników odbija jakby na dwunastkę a ja w połowie naprawiam swój błąd z pominięciem punktów i spokojnie wzdłuż wzgórza docieram do PK17 a z niego przez gęsty las na azymut do PK12 i wybieg na trzecią mapę mając na koncie około 12km w 1h50min a w głowie perspektywa ukończenia trasy w jakieś 9h ale do tego jeszcze daleka droga...




...teraz przyszła kolej na nabijanie kilometrów na dużej mapie i już na pierwszym przebiegu nabijam je dosłownie ale także niepotrzebnie :) zbaczam nie wiedzieć czemu z głównej ścieżki która została poprzecinana przez wycinkę drzew i maszerując zataczam łuk nabijając dodatkowy kilometr i tu wychodząc na drogę przebiega obok mnie grupa sześciu osób pod wezwaniem jednego zawodnika który nawiguje za nich wszystkich, ogarnia mnie lekkie zdziwienie ale co tam nie moja sprawa, potem z głównej drogi schodzę niby to w czerwony szlak według oznaczeń na drzewie ale jak się okaże to nie ten szlak zaznaczony na mapie przez co bardziej idę przez las na wyczucie aż trafiam na skrzyżowanie i PK10 w rowie, niestety nawet na powiększeniu punktu nie było ścieżki którą odbiegam a która kieruję mnie zupełnie nie tam gdzie chciałem, poza tym nie pilnowałem też odległości a zamiast porządnie się zatrzymać i rozwinąć mapę popełniłem największy błąd bo w końcu skierowałem się ku drodze asfaltowej gdzie spotkałem trójkę zawodników udających się na dziewiątkę i wtedy rozwinąłem mapę i zobaczyłem ogrodzenia przy których przebiegałem i zamiast się wrócić do jedenastki postanowiłem podbić najpierw PK9, nabijając dodatkowe 4km i tracąc jakieś 40 minut przy powrocie do PK11 na którym zastaję piknik robiony przez dwie pary zawodników ...


(powrót z PK9 za mną zawodnicy których spotkałem na drodze - 21km, 3h20min)




...nadaje kierunek na punkt odżywczy PK8 o nazwie "Bunkier" i zastanawiam się skąd wzięli taką nazwę ale po dotarciu na miejsce już wiem dlaczego, oczom moim ukazuję się betonowa budowla czyli poniemiecki schron zaadoptowany na potrzeby pobliskiego klubu sportowego, na punkcie zabawiam dosłownie kilka chwil zjadając ciastko popijając w końcu ciepłą herbatą a nie zimnym izotonikiem z bukłaka...









(zdjęcie dzięki uprzejmości zawodnika zmierzającego w przeciwnym kierunku
)...od tego momentu większość trasy żwawo maszeruje, ponieważ nogi powyżej stopy zaczęły mnie dziwnie uciskać jakbym miał za mocno zawiązany but, nie bagatelizuje tego gdyż buty na moich nogach właśnie przechodzą ze mną swoje pierwsze kilometry w życiu, idąc dalej docieram do PK7 a z niego polem kieruję się na wieżę kościoła w kierunku PK6 przy którym doganiają mnie dwie pary zawodników biegnących od PK5 do którego ja dopiero zmierzam...





...niedaleko za mną truchtem ściga mnie zawodnik którego zgubiłem gdzieś za PK5 do którego dotarłem na około bo ścieżka zaraz za ostatnim domem wydawała mi się podejrzana, z piątki chciałem napierać prosto do drogi asfaltowej ale ścieżka w lesie nagle mi się skończyła i przedzierałem się na azymut aż do wejścia w "Źródlaną Dolinę" gdzie jakaś rodzina robiła sobie ognisko z kiełbaskami i piwem a gdy zobaczyli że skręcam za strumieniem w las zaczęli za mną krzyczeć że tam nie ma przecież ścieżki ale przy zejściu do pięknego strumyka ścieżka się znalazła, wydeptana przez innych zawodników aż po sam PK4 z którego prościutko przez PK3 przy stawku zaczynam przebijać się do PK2 przy jeziorze ale ścieżka znów się urwała i idę jakimiś chaszczami a po przejściu drogi asfaltowej muszę założyć czołówkę bo już nie mogę czytać mapy, po dotarciu do jeziora nogi zaczynają mnie coraz bardziej uciskać nad stopą i już wiem co to za ból, skarpetki okazały się za ciasne i gumka zaczęła mi ściskać nogę przez co podejście jak i późniejsze zejścia z PK1 okazały się nie lada wyzwaniem...


...na górze gdzie była wieża z punktem przez głupotę najpierw niepotrzebnie okrążam jakąś wieże chyba telefoniczną, choć ilość śladów wkoło płotu pokazuje że nie ja jeden tak zrobiłem, przy wieży wybija mi 55km w 9h20min, ale najgorsze okazuje się poszukiwanie PK16 na którego tylko dzięki wydeptanej przez buty innych zawodników autostradzie trafiam w momencie kiedy już mam zamiar zawrócić z drogi, potem następuję u mnie psychiczne zmęczenie i kiedy myślę że przechodzę przez czerwony szlak to za chwilę wchodzę na niego na prawdę, zaczynam myśleć co by nie uderzać do bazy ale przecież zostały mi tylko punkty z małego bno więc nie ma się co poddawać i tu olśnienie bo wychodzę wprost na ogrodzenia przy których byłem na początku więc dreptam do PK45 przy którym mam już dość ale dopiero PK44 w dołku którego wcale po ciemku nie widać daje mi w kość, szukam go ponad kwadrans ale udaje się choć byłem bliski rezygnacji z jego poszukiwań, potem marsz przez PK43-PK38-PK39 i ostatni PK40, wymiar mojego tempa daję obraz tego że ostatnie 5km robię w 1h17min.
Na METĘ doczłapałem się w czasie 11h17min i przebytymi 63km.



Wyposażenie:
Buty Inov-8 Trialroc 255 + zimowe skarpetki Inov-8 Mudsoc High
Spodnie Dobsom R-90 + bielizna Hi-Tec
Kurtka Quechua Rain-Cut + Koszulka z długim rękawem NB
+ bielizna Hi-Tec
Plecak 4F z bukłakiem
Czołówka Petzl Tikka XP2
Rękawiczki Inov-8 WindGlove
Czapka Neverland Tatra
Zegarek Garmin 305 (Garmin 610 padł po około 7h30min)



Podsumowując "Śnieżne Konwalie" w niczym mnie nie zawiodły jeśli chodzi o organizację, poczułem na własnej skórze co to znaczy bieg na orientację na dystansie 50km i choć chciałem zmieścić się w dziesięciu godzinach co się nie udało to chociaż spełniły się moje oczekiwania co do miejsca w pierwszej połowie zawodników oraz zaliczeniu wszystkich punktów.
Sprzęt który ze sobą wziąłem sprawdził się w 99% a tym jednym minusowym procentem jest to iż nauczyłem się że skarpetki w rozmiarze S które wydają się nie być za małe w domu, na trasie 50km udowodnią i to dosadnie że na pewno są za małe :)
Chciałem też jeszcze raz podziękować Krzychowi, Markowi i Pawłowi że czekali na mnie na mecie choć swoje zmagania skończyli kilka godzin wcześniej, dzięki Panowie raz jeszcze!

Czas: czas pokonania trasy 11h17min

Miejsce: 51/108

Numer:



Mapa biegu:




* - fotografie zaczerpnięte z galerii umieszczonych na stronie "Śnieżnych Konwalii" oraz własne z telefonu.

9 komentarzy:

  1. Gratulację wytrwałości i ukończenia pierwszej "pięćdziesiątki"!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę tych kilometrów natłukłeś, ale jak na debiut to niezły wynik, gratuluję!
    A ten czerwony szlak to był jakiś lewy. Miałem wrażenie, że rzeczywistość nie pasuje tam do mapy;)
    A co do ŚK to mi podobały się numery startowe z nazwiskiem. Dzięki temu wiem, że widzieliśmy się na trasie, bo zapamiętałem Twoje;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki ale kurde to że widziałeś mnie na trasie a ja Ciebie nie to jedynie potwierdza że musiałeś obok mnie przemknąć tym Twoim mega tempem :) bo ja Ciebie nie widziałem a bym Twoją buffe na głowie rozpoznał :)
      pozdrawam

      Usuń
  3. Faktycznie, czerwony szlak był jakiś lewy - sam miałem niemałe problemy. Niemniej jednak mapa była w skali 1:50000, zaś wszelkie zakręty przy tej ścieżce były dość krótkie. Z tymi numerami - potwierdzam. Dzięki temu wiem, jak wygląda pan SAO (S.A.Olbrycht) czy też D.Wels :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i oczywiście gratki dla A.Bednarka za wytrwałość. Mój debiut był znacznie gorszy niż Twój, no ale nie sądziłem, że Grassor będzie bardzo wyczerpującym rajdem (długość trasy i temp).

      Usuń
    2. dzięki, już się wycierpiałem za debiutowe ciasne skarpetki więc nauczony doświadczeniem teraz postaram się jak się uda 9-10h zrobić pięćdziesione :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. nieźle , nieźle , teraz wypada walczyć o tytuł Harpagana :))))

    OdpowiedzUsuń